Nietypowy cień płaszcza i szpady

9 kwietnia 2014, 14:24

Towarzyszy nam przez całe życie. Najczęściej nie zwracamy na niego uwagi, a on niczym cichy, cierpliwy i wierny kompanion podąża wszędzie kopiując nasze ruchy, gesty i zachowania. Cień – bo o nim tu mowa – od zawsze fascynował naukowców i literatów. Także literatura sf i fantasy obficie i często czerpała z tego motywu. Wystarczy tu przypomnieć sobie powieści o przygodach „Czarnej Kompanii” Glena Cooka czy niezliczone ilości postaci władających magią cienia występujących w mangach, książkach i grach wszelkiego rodzaju. Czy w takim razie można do tego tematu podejść jeszcze w sposób nowatorski?

Krzysztof Piskorski w swoim „Cieniorycie” pokazuje, że jest to możliwe. W jego świecie mocami kontrolującymi cienie władają bowiem nie tylko wybrani. Oparta jest o nie cała cywilizacja. Każdy bogatszy mieszczanin może pozwolić sobie na posiadanie cieństrzelby. Donosiciele i dyplomaci utrzymują dzięki cieniom łączność ze zleceniodawcami, szpiegują i podglądają. Mniej i bardziej zdolni cieńmistrzowie tworzą natomiast cieńskróty umożliwiające transport materiałów i osób na znaczne odległości w okamgnieniu. Wystarczy otworzyć przejście w cieniu wielkiej skały w jednym miejscu i wyjść w cieniu ogromnego drzewa w drugim. Wizja ta jest niesamowita, a jeżeli dodamy do tego fakt, że akcja książki rozgrywa się w świecie żywo przypominającym renesansową Hiszpanię, zrozumiemy jak rewolucyjne znaczenie taka technika miała dla rozwoju tej cywilizacji. Wynalazków związanych z możliwościami wykorzystania sił cienia jest w opowieści przedstawionych o wiele więcej, a sam autor ukuł nawet na ten cel nowy termin: „shadowpunk”. Jest on śmiały, ale jak najbardziej trafny. Cała idea wykorzystania cienia ma zaś swoje logiczne uzasadnienie i wynika z właściwości stworzonego i przedstawionego uniwersum.
Motyw ten nie jest jednak jedynym atutem „Cieniorytu”. Śledząc losy głównego bohatera – genialnego szermierza Arahona Caranzy Marteneza Y’Grenata Y’Barratory odkrywamy pieczołowicie skonstruowany świat zachwycającej nadmorskiej architektury rodem z albumu pełnego starodawnych rycin, gorących i gwarnych południowych uliczek oraz nie mniej gorących temperamentów niezwykle żywo skonstruowanych postaci. A tych nie brakuje: od szpiegów i drukarzy, poprzez szlachciców i władców, na pięknych i niebezpiecznych kobietach kończąc - wszyscy tworzą barwny korowód, który zachwyca różnorodnością. Plątanina zależności między nimi pokazuje zaś, że autor dobrze przemyślał konstrukcje całego utworu i nic nie pozostawił przypadkowi.
Największą jednak zaletą całej książki jest jej nieprzewidywalność. I to jest ten moment, kiedy recenzent musi zamilknąć, bo zdradzi za dużo. Opowieść obroni się sama, wystarczy po nią sięgnąć. A potem już nigdy nie spojrzymy na rzucany przez nas cień w ten sam sposób…