Spotkanie z Wojciechem Szydą - Maskon 2013 (czyli gnieźnieński akcent w Bydgoszczy)

3 grudnia 2013, 14:17


Spotkanie z Wojciechem Szydą - Maskon 2013 W miniony weekend miałam okazję odwiedzić Konwent Koneserów Literatury Fantastycznej Maskon 2013 w Bydgoszczy. W programie imprezy znaleźli się zaproszeni goście, których nazwiska znają sięgający po klasykę fantastyki i literaturę ambitną, dającą do myślenia. Ze spotkania z Wojciechem Szydą, które przypadło mi poprowadzić, wróciłam intelektualnie oczarowana. A teraz utknęłam nad pustym plikiem i nie wiem, jak się za relację zabrać. Bo na pewno nie chronologicznie. Tylko czy zacząć od najważniejszego punktu, czy jednak odwrotnie, stopniowo budować napięcie?

Konwent, już z założenia dosyć niszowy, okazał się rzeczywiście bardzo kameralny. Z jednej strony pod koniec pobytu zatęskniłam za zgiełkiem, jaki na pewno towarzyszyłby sekcji mangi i anime, czy turniejom gier. Z drugiej, po godzinie znałam już przynajmniej z widzenia wszystkich organizatorów, gżdaczy i uczestników. Także prelegentów i gości spotkać można było w konwentowej kawiarence, gdzie spontanicznie rodziły się poważne dyskusje.

Zdążyłam wysłuchać w piątek pierwszej prelekcji, otwierającej konwent. Dominika Repeczko, była naczelna Fahrenheita, w tej chwili przede wszystkim prowadząca własną agencję literacką, próbowała odpowiedzieć na pytanie, czy fantastyka jest niszą. Od przywołania tekstów leżących u podstaw naszej kultury, którym daleko do realizmu, a z całą pewnością niszowe nie były, przeszła do smutnych konstatacji, że dla najmłodszego dziś pokolenia literacką niszą może wkrótce okazać się cokolwiek, co zawiera zdania wielokrotnie złożone. Obecni na sali mieli jednak nadzieję, że to nie do końca prawda. Dominika Repeczko

Wśród punktów programu, które zdążyłam odwiedzić w ciągu dwóch dni, znalazły też prelekcje poświęcone: postapokaliptycznym wizjom w filmowej twórczości Łopuszańskiego i Szulkina, neologizmom w twórczości braci Strugackich, grze Ingress – MMO, do której nie potrzeba komputera, a smartfona z lokalizacją GPS, szaleństwie Philipa K. Dicka, twórczości Corry’ego Doctorowa, bardziej wizjonera i aktywisty, niż pisarza s-f, czy fantastyce i holokauście. Ponadto sporo miejsca w programie zajmowały LARPy, nie zabrakło spotkań z twórcami internetowych komiksów, sesji RPG i warsztatów literackich.

Na liście gości Maskonu znaleźli się: rodowity bydgoszczanin Wiktor Żwikiewicz, nieznany szerszym odbiorcom, a na pewno o pokaźnym i cenionym dorobku Zdzisław Domolewski i legenda polskiej fantastyki naukowej, czyli Marek Oramus.

Po 15.00 w sobotę rozpoczęło się spotkanie z Wojciechem Szydą - człowiekiem, którego proza wywróciła mój mózg do góry nogami, który sam przyznaje, że okładka "Fausterii" nie jest najpiękniejsza i który był na koncercie Petera Hammilla w 1999 roku. Który przyznaje, że bywa obrazoburcą i fascynuje go mroczna strona duszy, a jednocześnie czuje się odpowiedzialny za to, co pisze. Urodzonym w Gnieźnie i tutaj tworzącym swoje pierwsze utwory, dwukrotnie nominowanym do Nagrody im. Janusza A. Zajdla - za opowiadania „Szlak cudów (rękopis znaleziony w pociągu)” i „Hexenhammer”.

Autor nie boi się podążać własnymi ścieżkami, nawet jeśli pod prąd, a jego utwory to rzecz dla czytelników wymagających. Pełna odniesień i cytatów – kulturowych, literackich, muzycznych i filmowych, podanych mniej lub bardziej wprost, a niekiedy zakamuflowanych tylko dla najbardziej spostrzegawczych, sięgająca przy tym po tematy ważne i uniwersalne. Chrześcijańską eschatologię umieszcza w scenografii klasycznej fantastyki naukowej, jednocześnie czyniąc z niej eksperyment myślowy niezależny od przekonań czytelników, miesza sny, wizje, wirtualne symulacje – wielopiętrowe poziomy rzeczywistości. Tematów do dyskusji zabraknąć nie mogło, a i po spotkaniu mogłabym nowymi pytaniami zapełnić parę arkuszy papieru. Spotkanie z Wojciechem Szydą - Maskon 2013

Podczas spotkania w Bydgoszczy Wojciech Szyda opowiedział co nieco o nowej powieści, która ma się ukazać w przyszłym roku. Podobnie jak ostatnia „Fausteria” nie będzie typową fantastyką naukową, a rozgrywać się będzie współcześnie i sięgać do historii alternatywnych. Spora część akcji z racji tematyki i bohaterów dzieje się w Gnieźnie. Cieszycie się? Ja tak. I zaryzykuję stwierdzenie, że po przeczytaniu chociażby „Szlaku cudów” też będziecie na tę książkę czekać z niecierpliwością.

 

P.S. Wybaczcie jakość zdjęć, jak zrobionych kalkulatorem lub ziemniakiem – aparat w trybie pełnej automatyki miał akurat najwyraźniej zły dzień.

 

Nocą sleep room, za dnia - pole bitwy Geralt i Yennefer Marek Oramus i Tadeusz Meszko